Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Popkultura w otoczeniu nauki

- - - - Print Friendly and PDF

Piotr Żabicki

Socjolog, doktor nauk humanistycznych, koordynator Zespołu ds. Promocji i Edukacji CITTRU. Redaktor naczelny czasopisma NIMB, inicjator i współorganizator Forum Nowej Nauki (2012), Szkoły Promocji Nauki i innych inicjatyw związanych z komunikacją w nauce. Członek Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych – naukowi.pl.

piotr.zabicki@uj.edu.pl


Celem tego tekstu jest zwrócenie uwagi na fakt dość oczywisty, choć często niedostrzegalny – komunikacja naukowa podlega rozmaitym wpływom. Jeżeli kieruje się ona na zewnątrz świata nauki, wówczas czerpie i realizuje się w ramach fenomenu, nazywanego kulturą masową, popkulturą i/lub kulturą konsumpcyjną.

Na wstępie pragnę rozstrzygnąć ewentualne wątpliwości: to nie jest naukowy tekst kulturoznawczy, którego przedmiotem badań są relacje między nauką a popkulturą. Czytelnik nie znajdzie w nim krytycznego spojrzenia na rozliczne teorie kultury masowej ani rozbudowanej analizy danych empirycznych. Nie wdaję się też w terminologiczne rozróżnienia między popkulturą, konsumpcją i kulturą masową. Dla tego artykułu nie mają one zasadniczego znaczenia. Moim zamierzeniem jest stworzenie tekstu narzędziowego, w którym zaznaczę różne wątki i motywy przydatne do konstruowania własnej strategii promocji nauki.

Popkultura (tak jak i cała sfera kultury) doczekała się również – wzorem nauk biologicznych – swej teorii doboru. Tak jak w ewolucji biologicznej nośnikiem informacji jest GEN, tak w ewolucji kulturowej rolę tę spełnia MEM, stąd nauka zajmujaca się przekazywaniem informacji kulturowej nazywa się MEMETYKĄ.

Zobacz np.:
• Richard Brodie (1997) „Wirus umysłu", TeTa Publishing;
• Susan Blackmore (2002) „Maszyna memowa", REBIS.

Nauka wspiera się na dwóch filarach: badaniach i nauczaniu. Fundamenty te nie istnieją jednak w próżni. Rozliczne są relacje między sferą nauki a pozostałymi częściami świata społecznego. Obszar, na którym dochodzi do tych kontaktów, nazywamy otoczeniem nauki. To metaforycznie widziana przestrzeń, gdzie m.in. ma miejsce spotkanie naukowca z biznesem (np. w przypadku sprzedaży patentu), wywiad, którego badacz udziela dziennikarzowi lub pokaz popularnonaukowy, w którym eksperymentatorzy z uczelni zachęcają widzów do zainteresowania pięknem wiedzy. Na wiele z tych działań przemożny wpływ ma popkultura – to istniejące w jej ramach wyobrażenia o nauce nakładają się na sposób prowadzenia wspomnianego wywiadu i przebieg popularnonaukowego spektaklu, są też obecne, choć może w bardziej subtelnej formie, w relacji naukowiec – biznes.

Popkultura: atrybuty

Tubka kremu Darwiner przyspiesza ewolucję gatunków i stabilizuje jej skutki

 

„Dobra kultury popularnej właśnie konsumujemy, pałaszując je, jak zestaw śniadaniowy w barze lub... wcierając je w swe ciało, jak balsamiczny krem o konsystencji spełnionych marzeń". Ilustracja pochodzi z czasopisma NIMB nr 13 [CC-BY-NC-SA].

Czym więc jest popkultura, że należy ją brać pod uwagę, opowiadając ludziom o apoptozie komórki lub „dwuwymiarowej powierzchni obrotowej zanurzalnej w przestrzeni trójwymiarowej, powstałej przez obrót okręgu wokół prostej leżącej w tej samej płaszczyźnie i nieprzecinającej go"? (hasło "Torus" - Wikipedia)

Popkultura to zestaw tych produktów, które adresowane są i używane przez masowego odbiorcę. Przez produkty rozumiemy nie tylko towary, które można nabyć w sklepie, ale i całą gamę innych „dóbr", które do nas trafiają: seriale i programy telewizyjne, utwory muzyczne, audycje radiowe, gry i strony internetowe, ogłoszenia na tablicach reklamowych itd. Jeśli więc któreś z tych dóbr cieszy się znaczną popularnością (oglądalnością, słuchalnością, ilością wejść na stronę) to, z nielicznymi wyjątkami, można uznać je za element popkultury.

Innym atrybutem popkultury jest standaryzacja produktów – to, na co często narzekamy, mówiąc: „w każdym sklepie to samo" lub „sto programów, a nie ma czego oglądać w telewizji". A jednak ludzie masowo chodzą do sklepów i nie mniej licznie oglądają telewizję – ludzie widziani nie w skali pojedynczego odbiorcy, ale mas, które spędzają dzień w hipermarkecie (niekoniecznie dzień wolny od pracy – zobaczcie, ile osób snuje się po centrach handlowych około południa, w jakikolwiek ze zwykłych dni tygodnia), a wieczorem pstrykają pilotem, patrząc w zmieniające się obrazy telewizyjnego spektaklu.

Masowo wykorzystywane i ujednolicone dobra muszą się jednak charakteryzować czymś więcej niż tylko praktyczną użytecznością. Dostrzegając je, ludzie powinni zauważać ów kulturowy dodatek, który ze zwykłego przedmiotu czyni rzecz godną prezentacji, zazdrości, symbol prestiżu. Nie będzie więc elementem popkultury zwykła łopata, ale jeśli do łopaty zostanie przypisane (bo czemu nie?) miano produktu dekoracyjnego, który będziemy wystawiać w salonie swego domu, a jeszcze dodatkowo, jeśli owa łopata zostanie pokazana w rękach celebryty, który na ekranie popularnego telewizyjnego show mości dla niej miejsce w bajecznym apartamencie, wówczas możemy być pewni, że stanie się ona dobrem popkultury.

Centrum handlowe i związane z nim pojęcie „konsumpcji" jest, generalnie rzecz ujmując, charakterystyczne dla definiowania popkultury. Pomaga zrozumieć, czym ona jest w rzeczywistości. To właśnie dobra kultury popularnej konsumujemy, pałaszując je, jak zestaw śniadaniowy w barze. Trochę nienachalnej muzyki, jakiś komediowy spektakl w teatrze (o ile w ogóle teatr wchodzi w grę), frywolny kryminał do poduszki, bogato ilustrowany artykuł w sieci (w kulturze popularnej przewaga obrazu nad tekstem jest bardzo wyraźna). Z powodu braku czasu, w pędzie życia codziennego, ale i często w wyniku poddania się trendom wybieramy w sklepie kurtkę w „jedynym modnym w tym sezonie kolorze" (choć dotąd kolor ten absolutnie nie mieścił się w palecie naszych ulubionych barw), a zastanawiając się nad filmem w telewizji, decydujemy się na dwudziestominutowy odcinek sitcomu kosztem trzygodzinnego filmu o trudnych relacjach żydowsko-palestyńskich.

W jednym z numerów magazynu „Wired" Nancy Miller pisze: „Muzyka, telewizja, gry, filmy, moda: pochłaniamy dziś popkulturę w ten sam sposób, w jaki czerpaliśmy przyjemność z cukierków i chipsów – w wygodnie zapakowanych kawałkach o wielkości kęsa, wyprodukowanych w celu wygodnego schrupania, z rosnącą częstotliwością i w maksymalnym tempie".

Nauka w PopLabie

Dla wielu badaczy (i rzecz jasna nie tylko dla nich) wizja przedstawiona w ostatnich akapitach jest traumatyczna i odległa o tysiące lat świetlnych od ich postrzegania świata nauki (często wyidealizowanego – przyznajmy to!). Z jednej strony kulturalna pustka, z drugiej krajobraz pełen pasji, wyzwań, chęci odkrywania i poznawania. Z jednej strony kult przeciętności i „niemyślenia", z drugiej apoteoza umysłu i wyjątkowości wielu pokoleń naukowców. Czy te galaktyki mogą się spotkać? 

Oczywiście! Bo popkultura to nie demon o nadludzkich mocach (a już szczególnie nie taki, który może wygrać w zetknięciu z racjonalnością nauki). Więcej, komunikacja naukowa może z powodzeniem (i powinna) popkulturowe elementy, trendy i strategie wykorzystywać. Jak? Przyjrzyjmy się przykładom.

 

Przykład 1: „Symphony of Science"

W 2009 roku muzyk i kompozytor John Boswell opublikował pierwsze nagranie z serii „Symphony of Science". Do 2013 roku ukazało się siedemnaście utworów, które są połączeniem muzyki elektronicznej ze zmiksowanymi wypowiedziami światowej sławy naukowców. Z wypowiedziami tak elektronicznie przetworzonymi, że tworzą spójną całość. W jego utworach fragmenty wykładów, prezentacji, komentarzy np. Isaaca Asimova, Richarda Dawkinsa, Stephena Hawkinga, Davida Attenborougha i wielu innych ludzi świata nauki – dzięki zaawansowanej audiotechnologii – tworzą teksty nowoczesnych utworów. Słuchamy w nich o genezie homo sapiens, początkach Wszechświata, pięknie biologicznej ewolucji, globalnym ociepleniu i wielu innych fascynujących, naukowych zagadnieniach.

Okładka płyty Biophilia by Bjork

 

Inny przykład „muzyki naukowej". Płyta Biophilia (2011) islandzkiej artystki Björk. Głównymi bohaterami tekstów są wirusy, komórki, grawitacja, ciemna materia, DNA. Okładka: © www.bjork.com

Boswell użył nieoczekiwanego połączenia muzyki z nauką, aby trafić z tym przekazem do generacji mediów cyfrowych, do „ludzi Internetu". Jak pokazuje oglądalność naukowej symfonii na portalu YouTube (każdy z utworów jest prezentowany jako wideoklip, a utwór „A Glorious Dawn" odtworzono ponad 8 mln razy), udało się to nad wyraz dobrze.

Oprócz talentu muzycznego Boswella, oprócz niewątpliwego czaru nauki, przyczyną powszechnego sukcesu tych brzmień było odwołanie się do wzorców i narzędzi popkultury. Nowoczesne dźwięki, szybko zmieniające się kadry wideo, wykorzystanie potencjału mediów społecznościowych (YouTube), w których informacja rozchodzi się z efektem śnieżnej kuli, to podstawowe atrybuty, które zamieniły, być może ciekawy, ale jednak tylko wykład uczonych, w pulsujące słowa piosenki, wpadające w ucho, łatwe do zapamiętania i nucenia w każdych warunkach. Wraz z „Symphony of Science" nauka wyszła ze swej wieży, by pokazać ekscytujący świat wiedzy ludziom, słuchającym muzyki w samochodach, w kąpieli, w przerwie na lunch. W ten sposób wykorzystany został jeden z głównych motywów popkultury – świętowanie codzienności. Tak jak współczesna telewizja zamieniła nudne studio, w którym prezenter monotonnie odczytywał wiadomości, na pełen kolorów, przewijających się ludzi i nieustannych błyskotliwych rozmów niemalże domowy salon (zobaczcie np. programy telewizji śniadaniowych), tak „Symphony of Science" wcisnęła się do słuchawek osób uprawiających jogging, odpoczywających i czytających. Przy tym, nauka w takim wydaniu nie straciła nic ze swej rzetelności i estymy. Po prostu została inaczej opakowana.

 

Przykład 2: Infografika

 

Marcia Cooper na swym blogu podaje, że w 2012 roku, każdego dnia powstawało 2,5 tryliona bajtów danych (1 i osiemnaście zer). Do zapisania tej ilości danych potrzebny byłby stos płyt DVD, który sięgałby z Ziemi do Księżyca i z powrotem. Za: marciaconner.com/blog/data-on-big-data.
Zobaczcie infografikę obrazującą te dane: DOMO

Co jest jedną z ikon współczesnej popkultury? Jest nią infografika, czyli przedstawienie w sposób wizualny jakiegoś komunikatu, koncepcji, analogii czy danych dotyczących wycinka rzeczywistości. Infografika zapewnia szybkość i skrótowość przekazu, odwołuje się do porównań znanych odbiorcy, jest atrakcyjna dla oczu. Infografika to także odpowiedź na zalewającą nas powódź informacji.

Infografika lub szkic poglądowy to nie wynalazek współczesności – wspomnijmy choćby Człowieka witruwiańskiego autorstwa Leonarda da Vinci lub retro grafiki przedstawiające rodziny roślin czy zwierząt. Jednakże skala promocyjnego i edukacyjnego wykorzystania infografiki nigdy dotąd nie była tak olbrzymia. W sieci istnieją specjalne strony grupujące oraz pozwalające online tworzyć i udostępniać wyłącznie infografiki (na przykład: • Visual.ly, • Easel.ly, • Visualnews).

Screen strony kanału telewizyjnego History

 

Innym znanym rodzajem infotekstu są listy: postaci, wydarzeń, osiągnięć skupionych wokół jakiegoś tematu. Na ilustracji widać jak do przyciągnięcia uwagi internauty/telewidza wykorzystuje je strona popularnonaukowego kanału telewizyjnego History.

Obok ilustracji z historii, geografii, ekonomii czy polityki, można tam spotkać informacyjne obrazki dotyczące np. tego, jakie warstwy powinien posiadać idealny hamburger lub jakie są najczęstsze obrażenia powstałe w trakcie uprawiania seksu.

Zerknijcie do jakiejkolwiek gazety, która opisuje „coś ze świata nauki". Zwykle artykuł uzupełnia już nie mała ramka z cytatem lub kilkoma liczbami, ale duży kolorowy rysunek, który można czytać tak, jakby był artykułem sam w sobie. Nie jest to ilustracja do tekstu, ale samodzielnie funkcjonująca opowieść. I wielu odbiorców zaczyna lekturę od przestudiowania infografiki. Niektórzy nawet na tym poprzestają.

Proponuję mały eksperyment edukacyjny. Przeczytajcie fragment opisu zjawisk geologicznych, o których pisze Bill Bryson w świetnej popularnonaukowej książce „Krótka historia prawie wszystkiego":

(...) Jeśli jednak ilość materiału wyrzuconego w powietrze przez Krakatau (wulkan w Indonezji – przyp. PŻ) porównamy do piłki golfowej, to w tej skali urobek największego z wybuchów Yellowstone miałby rozmiar kuli o średnicy porównywalnej ze wzrostem dorosłego człowieka. (...) wyrzucił on w powietrze popiół w ilości wystarczającej, aby przykryć stan Nowy Jork warstwą o grubości 20 metrów, a Kalifornię o grubości 6 metrów.[Bill Bryson (2006), „Krótka historia prawie wszystkiego", Zysk i S-ka, s.237]

A teraz wyobraźcie sobie lub naszkicujcie, jakby mogła wyglądać infografika wykorzystująca te dane. Czy w Waszych oczach nie maluje się już ilustracja z zaznaczonymi skrajnościami? Piłka golfowa i wielka kula, która rozpada się na taką ilość materii, że ta (tu dodatkowy rysunek, coś jakby przekrój geologiczny) przykrywa głęboko zasypany amerykański stan: ludzi, lotniska, domy, drogi? A w tle liczby, wykresy, mapka, krótkie opisy. Nauka w wersji popinformacyjnej.

 

Einstein nie wystawia języka

Przykłady relacji nauka - kultura masowa można mnożyć, poczynając od tych, w których nauka jest tylko czymś na kształt esencjonalnej przyprawy do dania głównego. Mam na myśli np. laboratoryjne i opierające się na sile naukowej dedukcji wątki śledztw w, bardzo przecież popkulturowej, kryminalnej serii „CSI Las Vegas".

Na marginesie muszę też wspomnieć o znanym wszystkim, popkulturowym wizerunku naukowca z wielką czupryną, Alberta Einsteina. Jedno z jego zdjęć, to z wystawionym językiem, wykonane w 1951 roku przez fotografa Arthura Sasse, zrobiło zawrotną karierę (to i inne „dziwne" zdjęcia Einsteina można zobaczyć na stronie Crazy Nauka). Popkulturowa obróbka portretu Einsteina (ten wizerunek jest wszędzie) niemalże pozbawiła go naukowych odniesień. Dla większości to szaleniec, kontestator, freak – ktoś, kogo bardziej można utożsamiać z buntem jednostki wobec tradycji i mas (kultura masowa ma też swój „dział sprzedaży", wykorzystujący marketingowo ustandaryzowany bunt przeciw niej samej) niż z poszukiwaniem „nowej fizyki". Tak samo, w odniesieniu do polityki, przeobrażony i zmiksowany został wizerunek Che Guevary.

Napisałem, że Einstein niemal całkowicie został „odnaukowiony", bowiem w świecie popkulturowym można jednak spotkać przykłady, gdzie jego nazwisko lub wizerunek są bliższe nauce niż popartowy portret z wystawionym językiem, namalowany na rozciągniętej podkoszulce nastolatki. Na przykład stworzony przez koncern Disneya serial dla dzieci „Little Einsteins" (pol. „Mali Einsteini") opowiada o przygodach maluchów poznających kosmos, zagadkę zorzy polarnej lub świat głębin morskich. I ani razu nie ma w nim ilustracji z Einsteinem i jego wzburzoną fryzurą.

Bliskie nauce, a przecież popukulturowo rozrywkowe, są programy stacji Discovery, National Geographic czy Planete+, a także ekspozycje Centrum Nauki Kopernik, konkursy przebojowych naukowców, np. FameLab i widowiska podczas festiwali nauki (te wybuchające wulkany i róże zamrożone w ciekłym azocie). Spektakularna nauka to też magnes przyciągający potencjalnych klientów na naukowe pokazy w centrach handlowych lub czytelników popnaukowych czasopism, jak „Focus" lub „21 wiek".

Ogrom popkulturowej nauki dostępny jest też w internecie. Wystarczy choćby skorzystać z subskrypcji profili na portalu Facebook, aby codziennie otrzymywać porcję naukowych ciekawostek, rozbudzających wyobraźnię i zachęcających do własnych poszukiwań.

Screen strony ze zdjęciami zwierząt

 

Snapshot Serengeti – projekt społecznościowy z platformy Zooniverse. Zadaniem internautów jest klasyfikowanie zwierząt, widocznych na niezbyt wyrazistych zdjęciach. Fotki z wakacji zrobione na afrykańskim safari – popkulturowe odniesienia dobrze widoczne, a jednak to nauka przez duże N!

Kalendarium naukowych wydarzeń, cytaty z wypowiedzi uczonych, interesujące dane i opisy niezwykłych eksperymentów prezentują m.in.: Science Panorama, Evolution lub My Science Academy. Na wiadomości upowszechniane przez tego rodzaju media powinniśmy patrzeć uważnie, bo zdarza się że w gorączce publikacji newsa pominą one lub przekręcą znaczenie jakiegoś faktu. Jeśli jednak podejrzliwie traktujecie takie serwisy – czemu samemu nie założyć popularnonaukowego blogu i prezentować opinii publicznej wiadomości interesujące a przy tym rzetelne, choćby w taki sposób jak czyni to londyńskie Muzeum Historii Naturalnej lub prowadzony przez młodych fizyków blog Fiztaszki.

Osobnej analizy wymagałyby inicjatywy naukowe adresowane do szerokiego, pozauniwersyteckiego grona odbiorców. Takie przedsięwzięcia jak Zooniverse lub Foldit opierają się na crowdsourcingu, czyli masowym udziale osób z zewnątrz, które wspomagają badaczy w analizie danych (np. opisując, co widzą na zdjęciach lub tworząc kombinacje przestrzennego ułożenia różnych elementów).

Tworzą oni wspólnotę, podróżują (poprzez obrazy w sieci) w czasie i przestrzeni, grają, rywalizują, starają się dotknąć tajemnicy, a nawet… mogą zostać gwiazdami najpopularniejszych mediów – jak Rafał Herszkowicz, pracownik ośrodka pomocy społecznej ze Zgierza, który dzięki projektowi „Łowcy planet" odkrył odległą planetę i przez kilka dni był obecny w każdej stacji radiowej i telewizyjnej (patrz wyniki wyszukiwania Google dla hasła „Rafał Herszkowicz odkrył"). Naukowe projekty społecznościowe to świetne pomysły na wykorzystanie popkulturowych elementów w promocji myśli naukowej.

* * *

Popkultura jest obiektem badań szerokiej rzeszy humanistów (i pewnie także grupki interdyscyplinarnych przyrodników). Popkultura dostarcza też nauce narzędzi do badań. Crowdsourcing, technologie informatyczne (np. cyfrowa humanistyka), technologie komunikacji naukowej – to wszystko najpierw zostało wymyślone na potrzeby społeczeństwa masowego, a potem przykrojone do potrzeb badań naukowych. 

Więcej o nauce i popkulturze czytaj w "NIMBie", www.cittru.uj.edu.pl/nauka-promocja/nimb, szczególnie w numerze 9 z 2010 roku.

Popkultura tworzy też (a może przede wszystkim) społeczne środowisko istnienia i postrzegania nauki. Tylko od świadomego wyboru naukowców zależy czy komunikacja naukowa będzie korzystać z popkulturowych wzorców i popkulturowej energii. Inaczej, w oczach większości, naukowcy jawić się będą wyłącznie jako dziwacy, których wizerunki nadrukowywane są na koszulkach społeczeństwa ignorantów.



do góry