Promosaurus
Poradnik promocji nauki

pod redakcją
Piotra Żabickiego i Edyty Giżyckiej

Licencja na wykorzystanie:


CC BY-NC-ND 3.0

Zamieszczając poradnik należy podać tytuł publikacji, wydawcę oraz adres strony internetowej.

Kraków 2013
Wydawca: CITTRU, Uniwersytet Jagielloński

Pobierz publikację w formacie:
PDF

ePub

 

Kontakt:
e-mail: nimb@uj.edu.pl

Dlaczego popularyzacja nauki jest dla mnie tak ważna?

- - - - Print Friendly and PDF

 

 

 

Lech Mankiewicz

Dr hab., fizyk i astrofizyk. Pracuje w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, zajmuje sie budową i wykorzystaniem teleskopów-robotów. Jeden z koordynatorów projektu Hands-On Universe, Polska, współpracownik Citizen Science Allience (Zooniverse), polski konsul honorowy Khan Academy.

lech@cft.edu.pl


 

Dlatego że nauka, a dokładniej fizyka, to (poza rodziną) najlepsze, co przydarzyło się w moim życiu. Dostarcza mi ona wielu wspaniałych emocji i daje poczucie radości ze zrozumienia czegoś ciekawego, co jest zdecydowanie przyjemniejsze od seksu (zawsze tak było, nie tylko teraz, kiedy przybyło mi lat).

Żyjemy w ciekawych czasach. Technologia w dramatyczny sposób zwiększyła możliwości publikowania i wymiany informacji. Mogę pisać, mówić i opowiadać o tym, co dla mnie jest najpiękniejsze. Dlaczego miałbym tego nie robić? Kiedy w muzeum zobaczymy piękny, poruszający obraz albo rzeźbę, chcemy podzielić się swoimi wrażeniami i nikogo to specjalnie nie dziwi. Dlaczego więc wrażenia i zachwyt ze zwiedzania „świata myśli" czy „świata przyrody" miałyby kogoś bulwersować? A że rozwój technologii informacyjnych to dzielenie się niesamowicie ułatwia, nie pozostaje nic innego, jak z tych dobrodziejstw korzystać i się nimi dobrze bawić.

Różne oblicza popularyzacji

 

Ciekawe wyniki dotyczące społecznego wizerunku różnych profesji, w tym naukowców, przynosi opublikowany w kwietniu 2013 roku raport hiszpańskiej fundacji BBVA: www.fbbva.es. Okazuje się, że Polacy, przeciwnie do Europejczyków z pozostałych badanych 9 krajów, najmniejszym zaufaniem dażą właśnie naukowców, lekarzy oraz policjantów. Choć różnice w wynikach nie są znaczne, to jednak mogą wskazywać na trend, który winien zmusić środowisko akademickie do zastanowienia.
Zdjęcie: © Lightpoet | Dreamstime.com

Gdyby to tylko było takie proste. Niestety rozwój technologii ma też drugą stronę. Dzisiaj każdy może prezentować swoje poglądy i bronić swoich racji, choćby to stanowisko nie było, delikatnie mówiąc, mocno uzasadnione. Ludzie odkryli, że mają prawo mieć swoje zdanie i nie muszą oglądać się na autorytety. Niestety, przy okazji tej wolności głoszenia opinii, ucierpiał (moim zdaniem niesprawiedliwie) wizerunek nauki w Polsce i na całym świecie. Okazało się także, że świat postmodernistycznej, neoliberalnej polityki nie poczuwa się do obrony wartości reprezentowanych przez naukę. Politycy zajęci są swoimi „słupkami popularności" i na pewno nam (nauczycielom, lekarzom, naukowcom) nie pomogą. Dość powiedzieć, że od kilkudziesięciu lat nie kojarzę w Polsce polityka, który świadomy roli nauki (jest ona przecież jednym z motorów cywilizacyjnego postępu) uczyniłby z jej promowania swoje credo i znak rozpoznawczy. A to, Panie i Panowie, oznacza, że o nasze „słupki popularności" musimy zadbać sami!

Jest to zadanie równocześnie łatwe i niełatwe. Łatwe, gdyż Polacy kochają naukę i ciekawostki naukowe. W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy sieć teleskopów GLORIA, do której należą nasze teleskopy Pi of the Sky, przeprowadziła (w ramach działań związanych z popularyzacją nauki i zjawisk przyrodniczych), transmisję przejścia Wenus przed tarczą Słońca oraz relację z całkowitego zaćmienia Słońca. Pokazywaliśmy i udostępnialiśmy mediom strumień wideo rejestrowany przez naszą ekipę wysłaną w tym celu do Australii. W Polsce transmisję w mediach oglądało ponad 100 tysięcy osób i do tego jeszcze kilkanaście tysięcy za pośrednictwem naszych własnych serwerów. Szok Hiszpanów i Włochów, którzy też są członkami GLORIA i którzy wypadli od nas słabiej, trwał przez kilka kolejnych spotkań zespołu, aż trzeba było terapeutycznie przypominać, że lepiej od nas grają w piłkę nożną, choć i ten argument, po wyczynach Roberta Lewandowskiego, w trakcie półfinałowego meczu Borussi Dortmund z Realem Madryt, stracił trochę sens.

W tym świetle popularyzowanie nauki wydaje się łatwe. Mamy zainteresowaną publiczność, a także do dyspozycji ten cudowny arsenał Facebooka, aplikacji mobilnych i nowoczesnych narzędzi umożliwiających komunikowanie się ze społeczeństwem, bez oglądania się na pośredników. Zarazem bywa jednak trudno, bo musimy przebić się ze swoim przesłaniem przez gęstą chmurę innych informacji, czasem sensownych, najczęściej bezsensownych. Warto więc szukać sojuszników, na przykład wśród dziennikarzy.

Społeczność promujących wiedzę

Sztandarowym przykładem tego procesu jest przyłączenie działu naukowego „Gazety Wyborczej" do działu gospodarka, które dokonało się pod koniec 2012 roku.

W tradycyjnych mediach dziennikarz naukowy to gatunek zdecydowanie zagrożony. Wydawcy gazet zwijają swoje redakcje naukowe albo całkowicie, albo pozostawiają sobie alibi (misja!) w postaci mikroskopijnych zespołów. 

W mediach społecznościowych za to zaroiło się od dziennikarzy in spe, którzy widzą popularyzację nauki jako przestrzeń, która może zapewnić im utrzymanie. Jak zawsze, gdy chodzi o podział tortu może to prowadzić do napięć i rywalizacji. A przecież obie grupy, dziennikarze-popularyzatorzy oraz naukowcy, mogą i powinni współpracować. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

Cudzysłów wyraża subtelną ironię w stosunku do przedstawicieli tego zawodu, bo popularyzacja wiedzy staje się powoli zawodem w tym samym stopniu, co np. manager profilu na Facebooku.

O czym więc warto opowiadać i gdzie jako naukowcy jesteśmy niezastąpieni? Niewątpliwie konkurencja w zakresie pisania prostych tekstów typu: „naukowcy odkryli" czy „naukowcy zaobserwowali" znacznie wzrosła. Zamiast kopania się z koniem proponuję ucieczkę do przodu. Środowisko „popularyzatorów nauki" ma bowiem istotną słabość, która przejawia się brakiem wglądu w sedno sprawy. 

 

Przekonująco o emocjach w pracy naukowca pisał sławny fizyk Richard Feynman np.: „Pan raczy żartować, panie Feynman!", Znak, 1996.
W tekście – traktującego o pięknie nauki – utworu muzycznego „Poetry of reality" można znaleźć też wiele mówiące słowa Feynmana: „I don't feel frightened by not knowing things / I think it's much more interesting". Patrz: „Symphony of Science".

Smak chleba może ocenić każdy, kto je chleb, ale o dumie z pierwszej partii chleba wypieczonego po całonocnej pracy opowie przekonująco tylko piekarz. Z własnego doświadczenia wiem, że uprawianie nauki ma dla większości z nas bardzo osobisty charakter. Jest to zawód, z którym związane są wyjątkowe emocje i jeśli ktoś ma odwagę, warto o nich opowiadać: mówić o zwątpieniu i lęku na etapie poszukiwania, wyobrażania sobie rozwiązania i o podnieceniu, adrenalinie, która wypełnia nas w momencie, gdy zrozumiemy coś nowego. I o tym, jak ta radość i podniecenie przechodzą w rezygnację, gdy dociera do nas, że odpowiedź na to jedno pytanie, która tyle nas kosztowała, tworzy kilka(naście) nowych pytań i wątpliwości. Stosunkowo rzadko słyszymy opowieści o emocjach towarzyszących pracy naukowca i o tym, jak bardzo naukowiec podobny jest – tak sobie wyobrażam – do artysty.

Przestrzenie internetu

 

Może tak wygląda odkryty przez Herszkowicza układ PH-2b. Zobacz: www.odkrywcyplanet.pl 
Foto: © Luca Oleastri | Dreamstime.com

Moje zainteresowanie popularyzacją nauki ogranicza się, z konieczności, do wykorzystania internetu. Łącząc obowiązki dyrektora instytutu PAN i aktywnego, w miarę możliwości, członka zespołu, stawiającego sobie ambitne zadania naukowe, nie mam czasu na organizowanie wielkich imprez czy choćby wykładów. Zresztą, podoba mi się surowa oszczędność, celowość internetu i jego narzędzi oraz fascynuje możliwość uczestnictwa w nauce hands-on – własnymi rękami, znacznie bardziej niż najciekawsze nawet wykłady. Mało kto wie, że zespół Zooniverse stara się nie tylko udostępnić internautom dane, dzięki którym mogą, tak jak Rafał Herszkowicz, odkryć pozasłoneczny układ planetarny, ale także umożliwia uczestnikom projektu wzięcie udziału w tej części „przeżywania nauki", jaką jest dyskusja, spór, krytyczna ocena poglądów. Dzięki temu nauka jest tak ciekawa i tak mocno wciąga. Częścią Zooniverse jest specjalna platforma, która nazywa się (niespodzianka!) Talk. Jest ona rodzajem forum wyposażonego np. w narzędzia do publikowania danych. Dzięki Zooniverse dotarło do mnie, że nauka bardzo często jest właśnie „projektem społecznościowym", wprawdzie rozgrywającym się w świecie ekspertów.

Gdy będziemy chcieli opowiedzieć czy zaproponować coś od siebie, z własnych wyjątkowych doświadczeń, rewolucja technologiczna znowu nam pomoże. Oto giganci: Google, Microsoft i inni rywalizują zaciekle na rynku aplikacji edukacyjnych, tworząc odpowiednie platformy, na których można publikować swoje propozycje. Kiedyś trzeba było zbudować własny portal, taki jak np. Hands-On Universe, dzisiaj wystarczy zarejestrować się np. na Partnership in Learning i umieszczać tam swoje materiały pod własną marką (nazwiskiem), a portal zajmie się już dystrybucją!

 

• Papirusy: ancientlives.org/?lang=pl
• Nietoperze: www.batdetective.org
• Huragany: www.cyclonecenter.org/#/home 
• EarthKAM: earthkam.ucsd.edu

Inna sprawa, że w sieci aż roi się od świetnych projektów internetowych. Podkreślam, że jest to najtańsza i najprostsza, a zarazem chyba najbardziej wydajna, forma popularyzacji wiedzy. Na Zooniverse od dawna znaleźć można projekty, odnoszące się do dziedzin nie mających nic wspólnego z astronomią, na przykład badania dotyczące archeologii (koptyjskie papirusy), ekologii (nietoperze) albo klimatu (huragany). NASA realizuje fantastyczne, działające na wyobraźnię projekty, takie jak EarthKAM (fotografowanie Ziemi z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej).

Każdy z nich, jak i wiele innych, można tanim kosztem upowszechnić w Polsce. Tłumaczenie projektu Zooniverse na język ojczysty to wydatek rzędu 500 – 1000 złotych. To znacznie taniej niż koszt utrzymania Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, nie mówiąc już o pieniądzach na budowę tej, skądinąd bardzo potrzebnej, placówki. W takich przedsięwzięciach trudno zastąpić naukowców z ich kontaktami, a przede wszystkim wizją oraz siłą przebicia. Rodzi się więc pytanie: czy rodzimej nauki nie stać na własne, równie dobre projekty? Jeśli znajdą się środki finansowe, to jak najbardziej jestem za. Jeśli jednak miałbym wybierać pomiędzy stworzeniem nowego projektu a adaptacją istniejącego, to optymalizacja kosztów w stosunku do rezultatów podpowiada mi, że lepiej dostosować flagowe przedsięwzięcie zagraniczne, takie jak na przykład PlanetHunters, i zrobić z niego OdkrywcówPlanet.pl. W dzisiejszych czasach globalnej wioski takie postępowanie wydaje się szczególnie sensowne.

Polacy uważają, że wykształcenie odgrywa bardzo ważną rolę, ponieważ może przynieść lepszą przyszłość ich dzieciom. Dlatego jedną z najwdzięczniejszych form popularyzacji nauki jest wspieranie edukacji na wszystkich jej poziomach. Dzięki KhanAcademy zrozumiałem na przykład, jak łatwo jest uzupełnić swój wykład dla studentów kilkuminutowymi podcastami, zawierającymi kluczowe zagadnienia. Tak samo nauczyciel w szkole może przygotować podcasty z powtórzeniem przed klasówką i wrzucić je na YouTube. Koszty? Zakup tabletu: który znakomicie się do tego nadaje. Nagranie takiego materiału jest banalnie proste (każdemu zainteresowanemu opowiem, jak to się robi), a jego upowszechnienie w sieci z pewnością będzie skutecznym sposobem popularyzacji nauki.

Na koniec trochę smutna, przynajmniej dla mnie, refleksja dotycząca „kopania rowów" pomiędzy środowiskiem akademickim a społeczeństwem. Dla większości ludzi dobrą okazją do wyrobienia sobie opinii o naukowcach i nauce są różne publiczne debaty i wystąpienia badaczy. Kilka razy miałem okazję przysłuchiwać się dyskusjom na naprawdę ważne tematy (GMO, energetyka jądrowa czy zaufanie do szczepień ochronnych), w których uczestnicy z tytułami naukowymi demonstrowali daleko idącą pogardę dla swoich adwersarzy. Nic, nawet (uzasadnione) przekonanie o słuszności własnych poglądów, dalekie od reguł konstruktywnego dialogu reakcje lub sposób argumentacji drugiej strony nie usprawiedliwiają lekceważącego zachowania. Tym bardziej, że sprawy te nie dotyczą problemów „akademickich", wyizolowanych w celu ich łatwiejszej analizy, a bardzo często obciążone są bagażem ważnych społecznych kontekstów. Szanujmy więc zdanie innych, nawet jeśli uważamy je za błędne. Arogancją strzelamy gola do własnej bramki.

Postscriptum – kilka tygodni później

Czytam ten tekst, przygotowując jego ostateczną wersję do opublikowania, i mam wrażenie, że napisałem garść frazesów, choć poproszono mnie o wskazówki dla popularyzatorów nauki. Może mam takie wrażenie, bo czytam myśli, które już gdzieś słyszałem. W każdym razie przepraszam rozczarowanych czytelników, ale napisałem o tym, co mnie naprawdę „kręci" w popularyzacji wiedzy.

Żyjemy w czasach szybkich zmian. Od czasu, kiedy wysłałem ten manuskrypt do redakcji, w przeciągu miesiąca, w projekcie GLORIA zaczęto podłączać kolejne teleskopy do sieci, żeby każdy mógł z nich skorzystać. W Warszawie na Stadionie Narodowym odbył się Piknik Naukowy. Tłumy obecnych głosowały nogami za nauką i znowu okazało się jakimi uważnymi i dociekliwymi partnerami naukowców są dzieci. Khan Academy uruchomiła usługi mobilne i wszystkie ćwiczenia można wykonać na smartfonie oraz tablecie, tak jak kiedyś robiło się to w zeszycie. Jest tyle pomysłów i możliwości, jak nigdy dotąd!



do góry