Promosaurus
Poradnik promocji nauki

pod redakcją
Piotra Żabickiego i Edyty Giżyckiej

Licencja na wykorzystanie:


CC BY-NC-ND 3.0

Zamieszczając poradnik należy podać tytuł publikacji, wydawcę oraz adres strony internetowej.

Kraków 2013
Wydawca: CITTRU, Uniwersytet Jagielloński

Pobierz publikację w formacie:
PDF

ePub

 

Kontakt:
e-mail: nimb@uj.edu.pl

Nauki (od) zawsze stosowane

- - - - Print Friendly and PDF

 

 

 

Bożena Podgórni

Polonistka. W CITTRU zajmowała się popularyzacją nauki. Redaktorka i autorka tekstów w „Projektorze Jagiellońskim"; zainteresowana kwestią komunikacji naukowej skierowanej poza uczelnie.

bozena.podgorni@gmail.com


 

Od autorki:
Rozpoczynając pracę nad tym tekstem, musiałam zadać sobie pytanie: dlaczego właściwie obchodzi mnie promocja nauki? Czemu chcę wiedzieć, co dzieje się w laboratoriach i gabinetach? Skąd bierze się moja ciekawość tego, o czym pisze się w periodykach naukowych i tomach publikacji? Czemu właściwie chcę przekonywać do tego innych? Nie jestem pracownikiem naukowym, nie znam aparatury pojęciowej ani metodologii badań, ale pomimo to moja ciekawość nie jest mniejsza.

Promocja nauki nie jest niczym nowym i wydumanym, nie jest chwilowym hobby. Fakt, że postrzegana jest jako nowinka, wynika z niedawnych zmian w relacjach społecznych. Ale przecież dzielenie się wiedzą i sposobami dochodzenia do odkryć jest oparte na wartościach od zawsze tkwiących w etosie nauki, takich jak prawda, wolność i mądrość. Bez nich nie powstałaby ta wewnętrzna potrzeba, która napędza proces naukowy.

Mocno ugruntowany w ostatnim stuleciu wizerunek naukowca jako osoby zamkniętej za murami uniwersytetu stał się niewątpliwie przyczyną zwiększenia dystansu, który dzieli go od zwykłych ludzi. Z tego właśnie względu z jednej strony zainteresowanie nauką zmalało, a z drugiej – kwestia zaangażowania naukowców w komunikację zewnętrzną, skierowaną do wszystkich ludzi, spadła z listy zadań priorytetowych. Trudno się temu dziwić. Uprawianie nauki długo nie łączyło się w sposób naturalny z procesem przekazywania wiedzy „na zewnątrz", szczególnie w czasach, gdy rzeczywistość była zakłamywana przez propagandę komunistyczną. Jednym z głównych celów nauki jest przecież dążenie do prawdy.

Prawo do wiedzy

W artykule „Wolność nauki a etos" ks. prof. Stanisław Kowalczyk (KUL) rozważa kwestię wolności pracy naukowej, wskazując na zagrożenia, jakie niosą za sobą z jednej strony nadmierna kontrola, ograniczająca wolność, czyli niezbędny warunek rozwoju nauki, z drugiej warunek absolutnej wolności. Jak jednak rozwiązać ten paradoks? Bez wolności nie ma prawdziwej nauki, ale przecież pełna wolność przynosi ryzyko zachowań nieetycznych, nie służących dobru człowieka, czyli zaprzeczających nauce. Autor przyznaje, że instrumenty prawne nie są dobrym rozwiązaniem, aby ustanawiać granice nauki. 

W moim przekonaniu działalność promocyjna, informacyjna, która prowadzona jest jasnym i klarownym językiem, może stać się narzędziem podejmowania dialogu ze społeczeństwem. Dzięki temu łatwiej będzie określić, kiedy należy postawić granicę.

Kiedy zastanawiam się nad tym, co leżało u podstaw nauki, to intuicyjnie odpowiadam: weryfikacja ludzkiego doświadczenia (Kopernik – teoria heliocentryczna), pokonywanie naturalnych ograniczeń (Archimedes – prawo dźwigni), poszukiwanie odpowiedzi na to, co tkwi w ludzkiej naturze (Freud – psychoanaliza), ale przede wszystkim działanie na rzecz polepszenia życia człowieka. Myślę, że jest to bliskie stanowisku, jakie przedstawia Agnieszka Lekka-Kowalik w artykule „Nauka a dobro człowieka". Idąc tym tropem, przekonuję się, że człowiek (czyli każdy z nas) tkwił w centrum nauki od zawsze, także wtedy, gdy nie istniały jeszcze uniwersytety. Wobec tego wpływ nauki na to, jak wygląda nasze życie, jest właściwe bezdyskusyjny, a nasze prawo do wiedzy na ten temat naturalne.

I właśnie stąd wynika potrzeba promocji nauki. Naukowcy powinni rozumieć, że skoro to, co robią w swojej codziennej pracy wpływa na życie wszystkich ludzi, to ich obowiązkiem jest działać tak, by ci, których to dotyczy, mogli się o tym dowiedzieć. Wiedza jest bogactwem i dobrem ogólnym, które jest warunkiem rozwoju cywilizacji i do którego prawo ma każdy.

W historii świata, w obrębie różnych kultur liczba posiadających to bezcenne bogactwo intelektualne zazwyczaj stanowiła mniejszość w stosunku do ogółu. Jednak zmienia się to wraz z postępem. Obecnie nie można ot tak uznać, że w elitarności nie ma nic złego, a dzielenie się wiedzą nie jest żadnym celem, bo tym samym fundamenty pracy naukowej ległyby w gruzach. Nauka prowadzi bowiem do postępu, który jest z kolei motorem zmian społecznych, na bazie których tworzą się roszczenia o powszechny dostęp do jej owoców. Odbierzmy to prawo, a zaprzeczymy postępowi, a tym samym sensowi nauki.

Nie do wiary

Nauka uprawiana jest po to, by poprawiać jakość ludzkiego bytu, i dzieje się tak zarówno w przypadku dziedzin obejmowanych szerokim pojęciem nauk o życiu, jak i tych humanistycznych – takie stwierdzenia uznawane są za banalne. Skoro jednak wszyscy uważają to za oczywiste, to skąd właściwie wzięła się przypisana środowisku akademickiemu symbolika wieży z kości słoniowej? 

Praca naukowa jest o ludziach i dla ludzi, a ta użyteczność nie zamyka się tylko w powszechnie znanym i używanym teraz pojęciu wdrożeń. Precyzyjnie ujął to już sto lat temu prof. Jan Łukasiewicz: „Celem nauki jest budowanie syntez, zaspokajających ogólno-ludzkie [sic!] potrzeby intelektualne" [Jan Łukasiewicz (1912), „O twórczości w nauce", pierwodruk w: „Księga pamiątkowa ku uczczeniu 250-tej rocznicy założenia Uniwersytetu Lwowskiego przez króla Jana Kazimierza r. 1661", t.1]. Oczywiście najłatwiej byłoby wymienić praktyczne efekty badań wydziałów farmaceutycznych i medycznych, chemików, fizyków czy biologów. W końcu, w wyniku ich pracy powstają np. leki, a te w bezpośredni sposób wpływają na życie pacjentów.

 

Nauka na chodniku. Za pomocą działań zbliżonych do ulicznego happeningu można wiedzą zainteresować przechodniów. Na fotografii organizowane w CITTRU warsztaty Science Busking.
Foto: Anna Wójcik.

Tylko że poprzestanie na takim uzasadnianiu roli nauki jest ryzykowne. Zaraz znajdzie się przecież głos, który przypomni, jak wiele substancji niosących nadzieję nigdy nie przeszło testów toksykologicznych, ile z nich wykazało mierną skuteczność lub zbyt późno przekonano się o powodowanych przez nie efektach ubocznych.

Wyliczanie praktycznych efektów pracy naukowej to jedno. Popularyzacja nauki ma pokazywać więcej, bo odnosi się ona do bogactwa, które niesie ze sobą sam fakt poszukiwania odpowiedzi na nurtujące nas pytania i dzielenia się tym, co odkryliśmy. Każdy ułamek wiedzy staje się inspiracją do nieustannego ulepszania świata.

Aby wszyscy mieli szansę się o tym przekonać, nauka musi stać się częścią tego świata – istnieć w nim na co dzień, przestać być tajemnicą ukrywaną w akademickich murach. Wiedza naukowa nie musi czynić nikogo naukowcem, ale może wzmocnić jego poczucie uczestniczenia i odpowiedzialności. Czy nie to samo dzieje się w przypadku sztuki? Nauka jest ważną częścią kultury.

Wiedza - niewiedza

Wyjaśnianie złożonej rzeczywistości wymaga wytrwałości. Niewiedza naszych odbiorców powinna być powodem, dla którego zwiększamy swoje wysiłki – wyzwaniem, a nie wymówką. Brak zainteresowania ze strony społeczeństwa wynika z zaniedbania. Wiedza wypływa z uniwersytetów, jej zasięg zależy od siły, jaką procesowi „wydostawania się" wiedzy nadano na starcie.

Ponieważ żyjemy w czasach, w których wiedzę naukową trudno zmierzyć i objąć jednym umysłem, społeczeństwa, które finansują naukę, opierają swoje przekonanie o jej jakości i pożyteczności na czystym zaufaniu. Nie mają innego wyboru. Wyróżnienia takie jak Nagroda Nobla do niedawna dawały poczucie, że ktoś nad tym panuje. Powoli staje się to jednak niewystarczające (przykład Rongxianga Xu, chińskiego naukowca mieszkającego w USA, który podważa werdykt noblowskiej Akademii z 2012 roku). Należy zadać sobie w związku z tym pytanie, jak długo prestiż nauki i naukowca będzie trwał niezagrożony.

Protest przeciw ACTA przed Parlamentem Europejskim.
Foto: Greensefa „Greens/EFA MEPs protest ACTA"/ Flickr [CC-BY-SA-2.0].

Trudno o inną grupę zawodową finansowaną z pieniędzy publicznych, która cieszyłaby się większym szacunkiem społeczeństwa i która jednocześnie tak mało by się tym interesowała. Obecny styl uprawiania nauki nie podkreśla bezpośredniej zależności między naukowcami a mecenasami (obywatelami), o których przychylność należałoby nieustannie dbać. To oddzielenie nauki od codzienności sprawdzało się przez dłuższy okres, dlatego jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Teraz czasy się zmieniły. Żyjemy w dobie informacji, a to gruntownie zmienia model komunikacji. Przede wszystkim pozwala przekraczać granice i przybliża. Wiedza nie jest już zabezpieczona, nie może zostać schowana przed niepowołanymi oczami w kolejnej „bibliotece aleksandryjskiej". Nie ma powodu zakładać, że ta nowa rzeczywistość nie dotknie akademickiej twierdzy.

Słynna sprawa ACTA pokazuje, że zaczyna się epoka, w której „głos społeczny" stanie się narzędziem podejmowania decyzji. Należy zadbać, aby w tym głosie słychać było podziw dla nauki. Być może to jest właściwy miernik – prawdziwy impact factor. Jak to uczynić? Podpowiedzi udzielić mogą poniższe przykłady.

Uwaga! Dowody nienaukowe

Historie o tym, że popularyzacja wiedzy jest odwieczna, a nauka zmienia życie ludzi…

Śmiertelnie poważnie o nauce

Wspaniały Archimedes tak bardzo dawał się pochłonąć swoim obliczeniom, że zdarzało mu się zapominać o kąpieli. Zresztą problem ten nie dotyczył tylko higieny osobistej. Po zdobyciu Syrakuz nie zauważył, w jakim położeniu się znajduje i naraził się żołnierzom, którzy przyszli go pojmać. Stanowczo żądał, aby nie niszczyli jego pracy – obliczeń wykonanych na piasku. Skończyło się to dla niego tragicznie. Rozjuszeni żołnierze ścięli mędrca, mimo wyraźnego nakazu pojmania go żywcem. Jego głębokie roztargnienie może być symbolem postawy, jaką zdarza się przyjmować polskim naukowcom – pochłonięci nauką zapominają o świecie zewnętrznym.

Szczęśliwie mędrzec ten nie zapomniał, jakie znaczenie ma wymiana myśli dla rozwoju wiedzy. Była dla niego tak samo ważna, jak ich powstawanie – idea nabiera swej wartości dopiero w zderzeniu z innym umysłem. Ten wybitny uczony rozumiał to doskonale. Wiedział jak ważne jest ścieranie się idei, dlatego w relacjach międzyludzkich nie polegał wyłącznie na logice. Aby sprawdzić czujność i zaangażowanie uczonych, z którymi korespondował, uciekał się do podstępów – wystawiał ich na próby, przedstawiając fałszywe teorie. Być może był to zwykły podstęp, podyktowany chęcią zdemaskowania mniej poważanych kolegów… Ja stawiam na ogromne poczucie humoru, które jest ważnym składnikiem eliksiru mądrości i ważnym elementem procesu promocji nauki.

 

Wieczny docent

Dla wielu osób najbardziej znanym polskim astronomem był Kazimierz Kordylewski. Ten wieczny docent, którego nazwisko nadano księżycom pyłowym Ziemi, popularyzował naukę z wielkim zapałem i energią. Zapamiętany został z licznych happeningów, z których najbardziej znanym był pokaz kamienia z Księżyca, zorganizowany przez niego w roku 1971. Nieukrywał nigdy, że dla popularyzacji swej ukochanej dziedziny zrobiłby wszystko. Jako że warunkiem obejrzenia wypożyczonego z USA kamienia (postawionym przez komunistyczne władze) było członkostwo w Polskim Towarzystwie Astronomicznym, przy wejściu do sali można było złożyć deklaracje członkowskie – efektem były tysiące nowych członków.

 

Kazimierz Kordylewski przy chronokinematografie na tarasie Obserwatorium w Krakowie – lata dwudzieste XX wieku.
Foto: www.kordylewski.pl

„(…) Patrzyłem przez okno, to nie była zwyczajna kolejka, te tłumy przypominały pielgrzymkę do relikwii. Wszystko to w atmosferze nadziei, że gdzieś tam jest inny świat. Pozwalał ludziom oderwać się od codziennych problemów. Ponad systemami, ponad granicami, przenosił ich w inny wymiar – tak pamięta tamte pokazy syn Kordylewskiego [Leszek – przyp. autorki]. Pamięta też, że wydarzenie przysporzyło ojcu wrogów. Nie zmienia to faktu, że o docencie Kordylewskim mówił wtedy cały Kraków".

 „(…) Wierzył w potęgę mediów. Miał z dziennikarzami dobre układy. Popularyzację nauki czy to w prasie, czy w radiu traktował jako przemycanie idei. Nie była to tylko opowieść o planetach, mgławicach – to było przekazywanie wartości. Astronomią podkopywał system... – uważa dzisiaj Leszek Kordylewski" Zobacz).

 

Akademik, który pociągnął za sobą tłumy

W roku 1995 Bogota (stolica Kolumbii) była miastem-piekłem – o ogromnej przestępczości, wysokich wskaźnikach przemocy w rodzinie i wypadków samochodowych, olbrzymich obszarach slumsów w centrum, bez kanalizacji i z ograniczonym dostępem do bieżącej wody. W sferze politycznej panował klientelizm – nikt nie wierzył w czyste intencje polityków, bo motywem ich działań były zazwyczaj osobiste interesy. I wtedy wśród kandydatów w wyborach na burmistrza pojawił się człowiek niespotykany. Antanas Mockus, rektor Uniwersytetu w Bogocie, matematyk i filozof. Kontrowersyjny Mockus, w obliczu zamieszek na uniwersytecie, sięgnął po środki skrajne, które nie zdziwiłyby być może w środowisku artystycznym, poszukującym swojego wyrazu, ale z pewnością nie przystawały rektorowi. W efekcie był zmuszony zrezygnować z funkcji rektora uniwersytetu. To stało się początkiem jego niezwykłej drogi politycznej.

Antanas Mockus.
Foto: Sergio Fajardo Valderrama,
[CC-BY-2.0], via Wikimedia Commons.

Brodaty mężczyzna, który nie pasuje do wizerunku polityka, postanowił zmienić oblicze swojego miasta, zainspirowany między innymi pracami filozofa Jürgena Habermasa i ekonomisty Douglasa Northa. Korzystając z wiedzy akademickiej oraz talentu dydaktycznego, pragnął krok po kroku odmienić życie mieszkańców tego nieszczęsnego miasta. Zwyciężył wybory, bo Bogotanie po raz pierwszy mieli do czynienia z kimś, kto w tak otwarty sposób komunikuje o swoich celach. Burmistrz używał nieznanych w polityce metod – sięgnął po język symboli, metafor i gestów – uniwersalny i skuteczny zarówno w trakcie kampanii, jak i kadencji. „Poza tworzeniem prawa, chciał kreować kulturę, która pobudzała wszystkich obywateli do kontrolowania wzajemnie swoich zachowań. To miało nie tylko stworzyć miasto bardziej praworządne, ale także miasto, którego obywatele wierzą w to, że aktywnie przyczyniają się do doskonalenia otoczenia" [Cory Siskind, „Mimes, Sunflowers, and Good Governance: An Examination of the Political Philosophy, Pedagogic Policies, and Campaign Strategy of Antanas Mockus Through the Lens of Colombian Electoral Politics"].

Mockus walczył z bezprawiem na ulicach za pośrednictwem mimów, którzy pokazywali obywatelom stolicy ich zachowania w krzywym zwierciadle. Spacerował po mieście w stroju „Supermieszkańca", aby pokazać właściwe wzorce zachowań. Zatrudnił na najważniejszych stanowiskach wybitnych specjalistów z danych dziedzin, nie zaś, jak działo się dotychczas – ludzi z politycznego klucza. Pokazał na własnym przykładzie, jak radzić sobie z agresją. Był inicjatorem Nocy Kobiet, kiedy to tysiące matek, żon i córek wychodzi na miasto, aby świętować, podczas gdy mężczyźni opiekują się dziećmi. Wziął publicznie prysznic, aby zachęcić do oszczędzania wody. Mockus i Bogota są jak „nauczyciel i siedmiomilionowa klasa" – pisała prasa. Wszystko zaczęło się od wiary w to, że wiedza może zmieniać życie ludzi na lepsze. „Tym co pcha mnie do robienia rzeczy, które niektórzy uznają za ekscentryczne, jest moja pasja do nauczania" [Za: María Cristina Caballero, „Academic turns city into a social experiment, Mayor Mockus of Bogotá and his spectacularly applied theory"] – powiedział w jednym z wywiadów. Jego motorem do działania była filozofia. Co najważniejsze, działania te okazały się skuteczne i odmieniły nie tylko materialne otoczenie mieszkańców tego miasta, ale również ich samych.



do góry