Promosaurus
Poradnik promocji nauki

pod redakcją
Piotra Żabickiego i Edyty Giżyckiej

Licencja na wykorzystanie:


CC BY-NC-ND 3.0

Zamieszczając poradnik należy podać tytuł publikacji, wydawcę oraz adres strony internetowej.

Kraków 2013
Wydawca: CITTRU, Uniwersytet Jagielloński

Pobierz publikację w formacie:
PDF

ePub

 

Kontakt:
e-mail: nimb@uj.edu.pl

Popkultura w otoczeniu nauki cz. 2

- - - - Print Friendly and PDF

 

 

Piotr Żabicki


<< Wróć do cz. 1

 

Przykład 2: Infografika


Marcia Cooper na swym blogu podaje, że w 2012 roku, każdego dnia powstawało 2,5 tryliona bajtów danych (1 i osiemnaście zer). Do zapisania tej ilości danych potrzebny byłby stos płyt DVD, który sięgałby z Ziemi do Księżyca i z powrotem. Za: marciaconner.com/blog/data-on-big-data.
Zobaczcie infografikę obrazującą te dane: DOMO

Co jest jedną z ikon współczesnej popkultury? Jest nią infografika, czyli przedstawienie w sposób wizualny jakiegoś komunikatu, koncepcji, analogii czy danych dotyczących wycinka rzeczywistości. Infografika zapewnia szybkość i skrótowość przekazu, odwołuje się do porównań znanych odbiorcy, jest atrakcyjna dla oczu. Infografika to także odpowiedź na zalewającą nas powódź informacji.

Infografika lub szkic poglądowy to nie wynalazek współczesności – wspomnijmy choćby Człowieka witruwiańskiego autorstwa Leonarda da Vinci lub retro grafiki przedstawiające rodziny roślin czy zwierząt. Jednakże skala promocyjnego i edukacyjnego wykorzystania infografiki nigdy dotąd nie była tak olbrzymia. W sieci istnieją specjalne strony grupujące oraz pozwalające online tworzyć i udostępniać wyłącznie infografiki (na przykład: • Visual.ly, • Easel.ly, • Visualnews).

 

Innym znanym rodzajem infotekstu są listy: postaci, wydarzeń, osiągnięć skupionych wokół jakiegoś tematu. Na ilustracji widać jak do przyciągnięcia uwagi internauty/telewidza wykorzystuje je strona popularnonaukowego kanału telewizyjnego History.

Obok ilustracji z historii, geografii, ekonomii czy polityki, można tam spotkać informacyjne obrazki dotyczące np. tego, jakie warstwy powinien posiadać idealny hamburger lub jakie są najczęstsze obrażenia powstałe w trakcie uprawiania seksu.

Zerknijcie do jakiejkolwiek gazety, która opisuje „coś ze świata nauki". Zwykle artykuł uzupełnia już nie mała ramka z cytatem lub kilkoma liczbami, ale duży kolorowy rysunek, który można czytać tak, jakby był artykułem sam w sobie. Nie jest to ilustracja do tekstu, ale samodzielnie funkcjonująca opowieść. I wielu odbiorców zaczyna lekturę od przestudiowania infografiki. Niektórzy nawet na tym poprzestają.

Proponuję mały eksperyment edukacyjny. Przeczytajcie fragment opisu zjawisk geologicznych, o których pisze Bill Bryson w świetnej popularnonaukowej książce „Krótka historia prawie wszystkiego":

(...) Jeśli jednak ilość materiału wyrzuconego w powietrze przez Krakatau (wulkan w Indonezji – przyp. PŻ) porównamy do piłki golfowej, to w tej skali urobek największego z wybuchów Yellowstone miałby rozmiar kuli o średnicy porównywalnej ze wzrostem dorosłego człowieka. (...) wyrzucił on w powietrze popiół w ilości wystarczającej, aby przykryć stan Nowy Jork warstwą o grubości 20 metrów, a Kalifornię o grubości 6 metrów.[Bill Bryson (2006), „Krótka historia prawie wszystkiego", Zysk i S-ka, s.237]

A teraz wyobraźcie sobie lub naszkicujcie, jakby mogła wyglądać infografika wykorzystująca te dane. Czy w Waszych oczach nie maluje się już ilustracja z zaznaczonymi skrajnościami? Piłka golfowa i wielka kula, która rozpada się na taką ilość materii, że ta (tu dodatkowy rysunek, coś jakby przekrój geologiczny) przykrywa głęboko zasypany amerykański stan: ludzi, lotniska, domy, drogi? A w tle liczby, wykresy, mapka, krótkie opisy. Nauka w wersji popinformacyjnej.

 

Einstein nie wystawia języka

Przykłady relacji nauka - kultura masowa można mnożyć, poczynając od tych, w których nauka jest tylko czymś na kształt esencjonalnej przyprawy do dania głównego. Mam na myśli np. laboratoryjne i opierające się na sile naukowej dedukcji wątki śledztw w, bardzo przecież popkulturowej, kryminalnej serii „CSI Las Vegas".

Na marginesie muszę też wspomnieć o znanym wszystkim, popkulturowym wizerunku naukowca z wielką czupryną, Alberta Einsteina. Jedno z jego zdjęć, to z wystawionym językiem, wykonane w 1951 roku przez fotografa Arthura Sasse, zrobiło zawrotną karierę (to i inne „dziwne" zdjęcia Einsteina można zobaczyć na stronie Crazy Nauka). Popkulturowa obróbka portretu Einsteina (ten wizerunek jest wszędzie) niemalże pozbawiła go naukowych odniesień. Dla większości to szaleniec, kontestator, freak – ktoś, kogo bardziej można utożsamiać z buntem jednostki wobec tradycji i mas (kultura masowa ma też swój „dział sprzedaży", wykorzystujący marketingowo ustandaryzowany bunt przeciw niej samej) niż z poszukiwaniem „nowej fizyki". Tak samo, w odniesieniu do polityki, przeobrażony i zmiksowany został wizerunek Che Guevary.

Napisałem, że Einstein niemal całkowicie został „odnaukowiony", bowiem w świecie popkulturowym można jednak spotkać przykłady, gdzie jego nazwisko lub wizerunek są bliższe nauce niż popartowy portret z wystawionym językiem, namalowany na rozciągniętej podkoszulce nastolatki. Na przykład stworzony przez koncern Disneya serial dla dzieci „Little Einsteins" (pol. „Mali Einsteini") opowiada o przygodach maluchów poznających kosmos, zagadkę zorzy polarnej lub świat głębin morskich. I ani razu nie ma w nim ilustracji z Einsteinem i jego wzburzoną fryzurą.

Bliskie nauce, a przecież popukulturowo rozrywkowe, są programy stacji Discovery, National Geographic czy Planete+, a także ekspozycje Centrum Nauki Kopernik, konkursy przebojowych naukowców, np. FameLab i widowiska podczas festiwali nauki (te wybuchające wulkany i róże zamrożone w ciekłym azocie). Spektakularna nauka to też magnes przyciągający potencjalnych klientów na naukowe pokazy w centrach handlowych lub czytelników popnaukowych czasopism, jak „Focus" lub „21 wiek".

Ogrom popkulturowej nauki dostępny jest też w internecie. Wystarczy choćby skorzystać z subskrypcji profili na portalu Facebook, aby codziennie otrzymywać porcję naukowych ciekawostek, rozbudzających wyobraźnię i zachęcających do własnych poszukiwań.

 

Snapshot Serengeti – projekt społecznościowy z platformy Zooniverse. Zadaniem internautów jest klasyfikowanie zwierząt, widocznych na niezbyt wyrazistych zdjęciach. Fotki z wakacji zrobione na afrykańskim safari – popkulturowe odniesienia dobrze widoczne, a jednak to nauka przez duże N!

Kalendarium naukowych wydarzeń, cytaty z wypowiedzi uczonych, interesujące dane i opisy niezwykłych eksperymentów prezentują m.in.: Science Panorama, Evolution lub My Science Academy. Na wiadomości upowszechniane przez tego rodzaju media powinniśmy patrzeć uważnie, bo zdarza się że w gorączce publikacji newsa pominą one lub przekręcą znaczenie jakiegoś faktu. Jeśli jednak podejrzliwie traktujecie takie serwisy – czemu samemu nie założyć popularnonaukowego blogu i prezentować opinii publicznej wiadomości interesujące a przy tym rzetelne, choćby w taki sposób jak czyni to londyńskie Muzeum Historii Naturalnej lub prowadzony przez młodych fizyków blog Fiztaszki.

Osobnej analizy wymagałyby inicjatywy naukowe adresowane do szerokiego, pozauniwersyteckiego grona odbiorców. Takie przedsięwzięcia jak Zooniverse lub Foldit opierają się na crowdsourcingu, czyli masowym udziale osób z zewnątrz, które wspomagają badaczy w analizie danych (np. opisując, co widzą na zdjęciach lub tworząc kombinacje przestrzennego ułożenia różnych elementów).

Tworzą oni wspólnotę, podróżują (poprzez obrazy w sieci) w czasie i przestrzeni, grają, rywalizują, starają się dotknąć tajemnicy, a nawet… mogą zostać gwiazdami najpopularniejszych mediów – jak Rafał Herszkowicz, pracownik ośrodka pomocy społecznej ze Zgierza, który dzięki projektowi „Łowcy planet" odkrył odległą planetę i przez kilka dni był obecny w każdej stacji radiowej i telewizyjnej (patrz wyniki wyszukiwania Google dla hasła „Rafał Herszkowicz odkrył"). Naukowe projekty społecznościowe to świetne pomysły na wykorzystanie popkulturowych elementów w promocji myśli naukowej.

* * *

Popkultura jest obiektem badań szerokiej rzeszy humanistów (i pewnie także grupki interdyscyplinarnych przyrodników). Popkultura dostarcza też nauce narzędzi do badań. Crowdsourcing, technologie informatyczne (np. cyfrowa humanistyka), technologie komunikacji naukowej – to wszystko najpierw zostało wymyślone na potrzeby społeczeństwa masowego, a potem przykrojone do potrzeb badań naukowych. 

Więcej o nauce i popkulturze czytaj w "NIMBie", www.cittru.uj.edu.pl/nauka-promocja/nimb, szczególnie w numerze 9 z 2010 roku.

Popkultura tworzy też (a może przede wszystkim) społeczne środowisko istnienia i postrzegania nauki. Tylko od świadomego wyboru naukowców zależy czy komunikacja naukowa będzie korzystać z popkulturowych wzorców i popkulturowej energii. Inaczej, w oczach większości, naukowcy jawić się będą wyłącznie jako dziwacy, których wizerunki nadrukowywane są na koszulkach społeczeństwa ignorantów.



do góry